Za miesiąc miną 3 lata od mojej analizy kolorystycznej w systemie Sci\ART. Z tej okazji naszło mnie kilka refleksji na temat tego, jak od tamtej pory zmieniło się moje życie i mój styl. Nie będę się jednak skupiać tym, jak fascynacja magią koloru i nowoczesnym procesem analizy przerodziły się w hobby, a następnie w drugą pracę. Dziś chciałabym przedstawić ci moje błędy zakupowe, które patrząc z perspektywy czasu popełniałam w pierwszym roku od analizy. Mam nadzieję, że moje doświadczenia pomogą ci podobnych błędów uniknąć albo szybciej wypracować rozwiązania.
- Kupowałam głownie neutrale – obawiając się popełnienia błędu przy wyborze innych kolorów, kupowałam rzeczy w neutralnych kolorach mojego typu, czyli w czerni i bieli. W ten sposób pod koniec pierwszego roku miałam niezbyt urozmaiconą kolorystycznie garderobę. Im dłużej powstrzymywałam się od próbowania nowych rzeczy i ćwiczenia nowych umiejętności, tym dłużej zajmował mi cały proces transformacji. Teraz jestem bardziej świadoma tego, że popełnianie błędów jest częścią procesu uczenia się. Gdybym miała przejść przez to raz jeszcze, śmielej sięgałabym po tanie kolorowe T-shirt’y.
- Zawężyłam swój horyzont do kilku kolorów z palety – zbyt mało czasu poświęciłam na poznanie swojej palety i ćwiczenia z dopasowywania do niej ubrań. Przez to swoje róże, fuksje i purpury byłam w stanie rozpoznać z drugiego końca sklepu, natomiast nie wykorzystywałam bogactwa wszystkich innych barw.
- Dopasowywałam ubrania do pojedynczych kwadracików na paletce, zamiast szukać harmonii z Sezonem – w ten sposób ograniczałam ilość możliwych kolorów tylko do tych 65 w wachlarzu. Jeśli byłaś już mnie na analizie, to doskonale wiesz czym jest harmonia, jak szukać pierwszego wrażenia, jak wykorzystywać kolory swoich szminek do harmonizacji ubrań czy budować współgrające zestawy kolorystyczne. Korzystaj z poradnika, który otrzymałaś i możliwości, które te metody otwierają!
- Wstydziłam się korzystać z wachlarza kolorystycznego w miejscach publicznych – niepotrzebnie marnowałam czas kryjąc się z nim po przebieralniach lub kupując rzeczy i harmonizując je dopiero w domu, a potem zwracając. Ludzkie oko i pamięć do kolorów są zawodne – potrzebują kalibracji, którą zapewnia im próbnik kolorystyczny. Przejście się z nim pomiędzy wieszakami w sklepie drastycznie zmniejsza ilość rzeczy, które zabieram ze sobą do przebieralni, a następnie do domu. Nauczyłam się też dzięki niemu wykorzystywać do pomocy sprzedawczynie i asystentki w sklepach. Całkiem niedawno znacznie ułatwiło mi to zakupy w Inglocie. Kiedy pokazałam asystentce jakich dokładnie odcieni chłodnej czerwieni szukam, natychmiast przyniosła kilka szminek w zbliżonych kolorach, a stąd wybór tej najlepszej poszedł już błyskawicznie.
- Przed zakupem nie sprawdzałam polityki zwrotów w danym sklepie – zdarzyło mi się kilka razy zostać z rzeczami, które nie były w moich kolorach i nie bardzo wiedziałam co potem z nimi zrobić. Po zakupie i sprawdzeniu z paletą w domu przy świetle dziennym, okazywało się, że jednak nie pasują. Nie wyrzucę, bo nowe. Nie będę nosić, bo nie współgra z moimi innymi ubraniami. Teraz już nie kupuję w sklepach, które nie przyjmują zwrotów, o ile nie jestem przekonana, że dana rzecz należy do mojego typu kolorystycznego. Nie kuszę się nawet w przypadku zwrotów na kartę podarunkową. Zdarzyło mi się kiedyś dostać taką kartę przy zwrocie w Tatuum. Przez 3 kolejne sezony próbowałam ją wykorzystać, ale nie mogłam znaleźć w ofercie sklepu nic, co by mi się podobało. W końcu karta wygasła. Droga nauczka.
- Krępowałam się ze zwrotami i reklamacjami – nie czułam się komfortowo oddając zakupione rzeczy lub reklamując produkty kiepskiej jakości. Do dziś nie umiem wyjaśnić dlaczego pójście ze zwrotem na pocztę lub do sklepu przeradzało się u mnie w planowaną nawet tygodniami wielką wyprawę. Nieumiejętność właściwego wykorzystania swojego prawa konsumenckiego przypłacałam zalegającymi potem w mojej szafie odzieżowymi kompromisami. Czyszczenie szafy wydawało się być niekończącym się procesem, w którym wykorzystywałam coraz to nowe metody odsiewu rzeczy: nienoszone od 12 miesięcy, piękne/pożyteczne/pamiątkowe (więcej o metodzie 3P na stronie Simplicite), podzielone na różne kategorie, przechowywane w pudle do namysłu itp. Kiedy zaczęłam pracować nad moją autorską metodą budowy stylu, zdałam sobie sprawę, że wymaga ona strategicznego, długofalowego podejścia, które bierze pod uwagę różne czynniki. Stąd wziął się pomysł przystosowania znanej mi z pracy w korporacji metodologii tworzenia strategii biznesowych do budowania personalnego stylu moich klientek. Szukając dalszych analogii z biznesem, zrozumiałam, że do szafy muszę podejść tak, jak do ograniczania firmowych stanów magazynowych – zatrzymać napływ niepotrzebnych produktów, zamiast wciąż walczyć z pozbyciem się nadmiaru. Podziałało.
- Jeśli coś mi się bardzo podobało, wmawiałam sobie uparcie, że jest w moim kolorze – z czasem zdałam sobie sprawę, że posiadanie 100% ubrań w kolorach mojego typu kolorystycznego nie jest jedyną słuszną drogą do spójnej i satysfakcjonującej szafy. Poznanie zasad nasycenia czy temperatury kolorów pozwoliło mi zrozumieć gdzie mogę sobie pozwolić na kompromisy. Tak więc jeśli coś mi się bardzo podoba, zamiast się oszukiwać, muszę znaleźć wspólny mianownik z moją paletą, który pozwoli tę rzecz wkomponować w moją szafę. W ten sposób moja garderoba zawiera obecnie elementy z 2 typów kolorystycznych sąsiadujących z moim. Zdarza mi się również wkomponować neutrale Prawdziwego Lata (sprana czerń!). Wystrzegam się natomiast jak ognia wszystkich kolorów Wiosen i Jesieni.
- Za długo zwlekałam z analizą sylwetki / archetypu – moje początkowe zakupy były zwykle poprawne kolorystycznie, natomiast
stylowo od Sasa do Lasa. Niektóre rzeczy nie leżały na mnie dobrze, w innych nie lubiłam chodzić i nawet zaczynałam wątpić w rezultat swojej analizy kolorystycznej (!). Elementy układanki wskoczyły na swoje miejsce po analizie archetypu. Zrozumiałam gdzie popełniałam błędy, jakie są zależności pomiędzy kolorem a fasonem i dlaczego mojemu stylowi brakowało spójności. Patrząc wstecz myślę, że powinnam była obie analizy zrobić ze jednym zamachem, by od razu przestawić moje zakupy na właściwe tory. Jeśli borykasz się z podobnymi problemami, nie zwlekaj z rezerwacją terminu swojej analizy sylwetki -> www.perfectmoodboard.pl/kontakt/ - Niepotrzebnie obawiałam się szminki i różu – nieprzyzwyczajona do mocnego makijażu ostrożnie podchodziłam do kosmetyków kolorowych. Z czasem zaczęłam praktykować robienie sobie zdjęć w makijażu, co w końcu zmieniło moje podejście. Na kobietę na zdjęciu byłam w stanie spojrzeć bardziej obiektywnym okiem i zdecydować czy wygląda dobrze, czy nie. Interakcja z własnym odbiciem w lustrze była bardziej subiektywna i emocjonalna. Teraz widzę jak właściwie dobrany róż ożywia cerę i podbija kolor oczu, a idealna szminka dodaje 5 punktów do pewności siebie i seksapilu.
- Robiłam zakupy na zapas – kiedy udało mi się znaleźć rzecz lub kosmetyk z mojej palety, kupowałam od razu 2 sztuki. Co jeśli tę kredkę do oczu wycofają z produkcji? A jeśli nie znajdę już bluzki w tym kolorze? Zapominałam, że analiza kolorystyczna daje wiedzę i narzędzia, by dokonywać dobrych wyborów za każdym razem. Że jeśli sprawdzony kosmetyk zniknie z półek, to mogę wziąć swoją paletkę do Sephory i znaleźć na jego miejsce 3 następne. Że jeśli zmieni się asortyment w sklepach, to przecież wiem jak w kolejnym sezonie znaleźć coś innego. I za dwa sezony też.
Z którymi z powyższych punktów się borykasz? Których udało ci się uniknąć? Jakie inne błędy zakupowe popełniłaś? Porozmawiajmy w komentarzach pod postem.